"Komisja uważa, że w Polsce nie występuje już jednoznaczne naruszenie praworządności, dlatego wycofała swoją uzasadnioną propozycję, która uruchomiła tę procedurę w 2017 r." - ogłosił po posiedzeniu komisarzy rzecznik KE Eric Mamer. Chodzi o wniosek, jaki Komisja skierowała do krajów członkowskich w Radzie UE w reakcji na zmiany wprowadzone w sądownictwie siedem lat temu przez ówczesne polskie władze. To właśnie Rada UE zajmowała się prowadzeniem postępowania wobec Polski, a od 2018 r. także wobec Węgier.
"Dziś po prostu zostały dopełnione formalności czegoś, co zostało zapowiedziane wcześniej, zwłaszcza w zeszłym tygodniu" - podkreślił Mamer, nawiązując do posiedzenia ministrów spraw europejskich z 21 maja.
Wiceprzewodnicząca KE Viera Jourova informowała wówczas o nowej, pozytywnej ocenie Komisji na temat stanu rządów prawa w Polsce. W posiedzeniu wzięli udział polscy ministrowie: ds. europejskich Adam Szłapka oraz sprawiedliwości Adam Bodnar. Szef MS zdał relację z wdrażania swojego dziewięciopunktowego planu, który ma zreformować wymiar sprawiedliwości w Polsce. Dotyczy m.in. zmian w Krajowej Radzie Sądownictwa i Trybunale Konstytucyjnym oraz rozdzielenia stanowisk prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości. Plan ten, przedstawiony przez Bodnara w Brukseli w lutym, stał się podstawą zmiany oceny KE na temat stanu praworządności w Polsce.
Jourova przyznała w zeszłym tygodniu, że postępowanie wobec Polski jest kończone, choć "nie wszystkie akty ustawodawcze zostały w pełni przyjęte". "Ale dla mnie ważne jest, abyśmy mogli z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że nie widzimy już w Polsce poważnych naruszeń praworządności, bo sędziowie nie są celem nieuczciwych postępowań dyscyplinarnych. Sędziowie nie są pouczani, jakie decyzje mogą podejmować, ani nie są prześladowani za swoje wyroki" - argumentowała.
Bodnar przypomniał, że praworządność w Polsce będzie nadal monitorowana w ramach dorocznego przeglądu stanu rządów prawa w krajach członkowskich, jakiego dokonuje KE (raport zostanie opublikowany w lipcu). Kwestia polskiego wymiaru sprawiedliwości jest też wciąż przedmiotem spraw w Trybunale Sprawiedliwości UE w Luksemburgu oraz Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu.
Jedynym krajem, który zgłosił zastrzeżenia do zakończenia procedury wobec Polski, były Węgry. Po środowej decyzji KE Budapeszt pozostanie jedyną stolicą, wobec której prowadzone będzie postępowanie z art. 7 Traktatu o UE. Postępowanie to może prowadzić do zawieszenia części praw państwa członkowskiego, np. prawa do głosowania w Radzie, takie sankcje wymagają jednak jednomyślnej zgody wszystkich innych krajów członkowskich. Ta tzw. opcja atomowa nie została do tej pory użyta, a prowadzone zarówno wobec Polski, jak i Węgier postępowania polegały głównie na organizowaniu wysłuchań. Oba rządy udzielały wówczas wyjaśnień na temat wprowadzanych zmian, które budziły wątpliwości KE w świetle prawa unijnego.
Postępowanie z art. 7 nie było jedynym narzędziem, po jakie sięgnęła KE w sporze z Polską o praworządność. Sama procedura szybko okazała się nieskuteczna, a jednym z powodów był brak jednomyślności wśród pozostałych krajów unijnych w kwestii użycia "opcji atomowej" wobec Polski. Bruksela zdecydowała się więc na zablokowanie funduszy. Bezpośrednią przyczyną był wyrok Trybunału Konstytucyjnego z lipca 2022 r., w którym stwierdzono niezgodność prawa unijnego z polską konstytucją. Komisja postanowiła wówczas zablokować wypłatę pieniędzy z Krajowego Planu Odbudowy do czasu zrealizowania trzech warunków dotyczących naprawy sądownictwa, określanych jako tzw. kamienie milowe. Wraz z KPO zamrożone zostały pieniądze na rozwój regionów z polityki spójności. Udało się je odblokować po półtora roku w lutym br.
Zamknięcie procedury z art. 7 stanowi symboliczne zakończenie sporu o stan rządów prawa między Polską a Komisją Europejską.
Z Brukseli Magdalena Cedro (PAP)
mce/ akl/ amac/